„Sadysta” to film, którego głównym bohaterem jest, tak naprawdę, przemoc. Przemoc i hektolitry krwi – o nich opowiada ten horror/thriller. Ale czy widzowie boją się tego? Boją się, gdy
„Sadysta” to film, którego głównym bohaterem jest, tak naprawdę, przemoc. Przemoc i hektolitry krwi – o nich opowiada ten horror/thriller. Ale czy widzowie boją się tego? Boją się, gdy psychopatyczny Sadysta robi mieszankę w mikserze z ludzkich organów, gałek ocznych i uszu? Nie! Widzowie się tego brzydzą! Popularna fotomodelka Jennifer Three jest nowym celem tytułowego Sadysty. Podczas jednego z przyjęć mdleje i budzi się już w ponurej piwnicy. Znajduje swoje ubrania, co oznacza, że porywacz musiał być w jej domu. A co więcej, wie o niej wszystko, zna jej lęki i obawy. Wkrótce okazuje się, że Jennifer nie jest sama. W pokoju obok zamknięty jest Gary i razem postanawiają uciec. Sadysta torturuje ich, męczy, a nawet się nimi bawi. Jest pewien, że ma nad wszystkim kontrolę. A może się myli? Znamy te historie na pamięć. Dziewczyna przechodzi przez ogromne katusze, leje się krew, słychać krzyki: „Nie! Zrobię wszystko, mam pieniądze! Nie zabijaj mnie!”. Prawie każdy horror się na tym opiera. Sztuką jest opracować jakąś sensowną fabułę, do tego stworzyć klimat, tak żeby widzowi pot leciał po plecach ze strachu. W „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” czujemy dreszczyk emocji, gdy nienormalny facet z piłą mechaniczną goni główną bohaterkę. Intryguje nas i wciąga gra „Układanki” Johna w „Pile”. A w „Sadyście” tego brakuje. Na początku filmu wiemy, że Jennifer zaraz zostanie porwana, będzie o krok od śmierci i wszystko skończy się happy endem. Widzowie nie muszą wysilać umysłu, potrafią przewidzieć to, co stanie się za chwilę. A horrory powinny budować napięcie, natomiast zwroty akcji powinny występować tak często, żeby dostatecznie zmylić widza. I nie było tego nastroju, nie było czuć strachu i bólu. Elisha Cuthbert (jako Jennifer) nie zaskoczyła i nie zachwyciła w swojej roli. W jednym momencie była zbłąkaną owieczką, która błaga o litość, a zaraz potem waleczną dziewczyną, która nie cofnie się przed niczym. Mamy wrażenie, jakby nic nie wyniosła z tej lekcji. Dalej będzie wielką gwiazdką, która nie wie, co to jest piekło. Jeśli chodzi o samego Sadystę – nie wiemy, kim jest, jaki ma cel w męczeniu ludzi. Jest dla nas tajemniczym psychopatą, nawet trochę przerażającym. I kiedy ukazują jego twarz, tłuste ciałko i niezbyt straszną twarz, cały czar pryska! Kto ma się bać takiego człowieka? Już większy lęk budzi głośno charczący chłopiec z „Sierocińca”, mający na twarzy worek-maskę. Ta sama sytuacja ma dotyczy piwnicy. Na pierwszy rzut oka widać, że to pracownia szaleńca. Widać narzędzia tortur, napisy poprzednich więźniów, w wannie leży trup. I zaraz dowiadujemy się, że na górze znajduje się normalne mieszkanie, gdzie normalne życie wiedzie Sadysta. W tym momencie piwnica przestaje być dla widza piekłem, miejscem złowrogim i strasznym. Robi się to nawet absurdalne i śmieszne. Osobiście nie polecam „Sadysty”. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego i rozczarowałam się. Bez polotu, mało oryginalny, przewidywalny. Po obejrzeniu takich filmów jak „Piła” czy „Teksańska masakra…” pozostawia niesmak, niedosyt i wrażenie, że czegoś tutaj brakowało. Jeśli nie chcecie stracić 96 minut, to stanowczo odradzam ten horror. Jeśli zaś jesteście fanami przemocy i lejącej się krwi, to „Sadysta” może u Was uzyskać dobrą ocenę. Ja natomiast nie ujrzałam w nim ciekawego i pozytywnego, a tym bardziej nic z niego nie wyniosłam.